NBA: Marcin Gortat liderem Suns, "szczyt" dla Miami 11.04.2011


Marcin Gortat zdobył 15 punktów i zaliczył dziewięć zbiórek - najwięcej w drużynie, ale Suns przegrali z Mavs 90:115. Miami Heat wygrali z Boston Celtics 100:77 i najprawdopodobniej to oni zajmą 2. miejsce na Wschodzie. Piątej porażki z rzędu doznali Los Angeles Lakers.

Phoenix Suns odpadli z walki o playoff i mają czas, aby w ostatnich meczach sezonu zasadniczego przećwiczyć różne ustawienia. Trener Alvin Gentry wychodzi najsilniejszym składem, ale sporo czasu daje rezerwowym. Na szczęście nie odbija się to na liczbie minut Marcina Gortata, który w Dallas spędził ich na parkiecie 28. W tym czasie trafił sześć z 12 rzutów z gry i trzy z siedmiu osobistych, co dało mu 15 punktów. Do tego zebrał dziewięć piłek na tablicach i w obu tych kategoriach okazał się liderem Słońc.

Po 11 punktów dodali Jared Dudley i Hakim Warrick. Liderzy Suns byli mniej widoczni. Co prawda Steve Nash zaliczył dziewięć asyst, ale zdobył tylko sześć punktów. Tyle samo co Channing Frye. Po siedem "oczek" rzucili Grant Hill i Vince Carter.

Gospodarze nie dali Słońcom w tym spotkaniu żadnych szans. Prowadzili i kontrolowali przebieg spotkania od pierwszej do ostatniej minuty. Ich najskuteczniejszym zawodnikiem był oczywiście Dirk Nowitzki, który zdobył 19 punktów. 18 dodał Shawn Marion, a po 17 rzucili Peja Stojaković i Jason Terry.

Suns czekają jeszcze dwa mecze u siebie. W nocy z poniedziałku na wtorek podejmować będą Timberwolves, a ostatniego dnia sezonu zmierzą się w Phoenix z najlepszą drużyną Zachodu - San Antonio Spurs.

Przedsmak playoff

Celtics zaczęli od prowadzenia 11:2, ale gospodarze szybko odrobili stratę i w drugiej kwarcie objęli prowadzenie, którego nie oddali już do końca spotkania. To była pierwsza wygrana Heat z Bostonem w tym sezonie. Trzy poprzednie spotkania wygrywali podopieczni Doca Riversa. Miami pokazali jednak w tym meczu styl, jakiego oczekiwali od nich kibice na całym świecie od początku sezonu.

Nie tylko atak był ważny. Kluczem do zwycięstwa była obrona Heat - zaangażowanie i walka o każdą piłkę. LeBron James zdobył 27 punktów, ale miał też cztery przechwyty i pięć zbiórek. Chris Bosh dodał 13 punktów i osiem "desek", ale mimo szybko złapanych dwóch przewinień na początku spotkania, rzucał się na parkiet w walce o piłkę i przepychał pod koszem z każdym z rywali. - To była atmosfera playoff. Czuć ją można było od kibiców i od obu drużyn. Wszyscy wiedzieli co ten mecz oznacza dla układu tabeli - przyznał Dwyane Wade, który zdobył 14 punktów i miał osiem asyst.

W zespole gości najwięcej, bo 24 rzucił Paul Pierce. 21 dodał Kevin Garnett, ale nie mogli oni tego dnia liczyć na wsparcie partnerów.

Wszystko wskazuje na to, że Miami Heat zajmą 2. miejsce w konferencji Wschodniej i w drugiej rundzie playoff spotkają się właśnie z Boston Celtics, ale jeśli doszłoby do siódmego spotkania to przewagę własnego boiska będzie miał zespół z Florydy.

Celtics od momentu transferu Kendricka Perkinsa mają bilans 12 zwycięstw i 10 porażek, który daleki jest od ich oczekiwań. Przed sezonem mówiło się o sile Bostonu pod koszami, ale teraz w obliczu kontuzji Shaquille'a O'Neala i braku Perkinsa okazało się, że może to być ich największa bolączka.

W pierwszej połowie meczu z Heat zebrali zaledwie dziewięć piłek (zero w ataku), a gospodarze 24 z czego 10 w ofensywie. W całym spotkaniu Miami zaliczyło 16 "desek" więcej od Celtics (42:26), a jak powtarza wielu trenerów "zbiórki to klucz do zwycięstwa".

W innych ciekawych meczach Chicago Bulls potrzebowali 39 punktów Derricka Rose'a, żeby pokonać Orlando Magic grających bez Dwighta Howarda. Byki wygrały 102:99, mimo że wydawało się, iż do remisu doprowadził Jameer Nelson. Jego celny rzut za trzy punkty oddany został jednak minimalnie po czasie. Bulls mają już pewne 1. miejsce, ale wciąż chcą mieć najlepszy bilans w całej NBA, aby w przypadku gry w finale z San Antonio Spurs mieć przewagę własnego boiska. Magic zajmą na koniec sezonu 4. miejsce w konferencji.

Los Angeles Lakers, którzy jeszcze niedawno wygrali 17 z ostatnich 18 spotkań przegrali właśnie piąty mecz z rzędu i zamiast walczyć o 1. miejsce na Zachodzie, może się okazać, że spadną na trzecią lokatę. Tym razem ich pogromcami okazali się Oklahoma City Thunder (120:106). Na nic zdało się 31 punktów Kobe Bryanta i 26 Pau Gasola. Tyle samo zdobyli odpowiednio liderzy Thunder - Kevin Durant (31 punktów) i Russell Westbrook (26 punktów), mogli oni jednak liczyć na wsparcie partnerów. James Harden dorzucił 16 "oczek", a Serge Ibaka 15.

Dzięki wygranej z Phoenix i przegranej Lakers, Dallas Mavericks zrównali się bilansem z "Jeziorowcami" (55:25). Aby awansować na 2. miejsce na Zachodzie Mavs muszą jednak wygrać z Rockets i Hornets oraz liczyć na to, że Lakers doznają porażki ze Spurs lub Kings. O 3. lub nawet 2. miejsce w konferencji walczą też Thunder. Mają bilans 55:26, ale wciąż szanse na awans w tabeli.

Sezon NBA kończy się w nocy z środy na czwartek, a już w sobotę pierwsze mecze playoff.

Większość par pierwszej rundy poznamy dopiero po ostatnim meczu sezonu.


  PRZEJDŹ NA FORUM